85964
Książka
W koszyku
Sierpień / Paweł Sołtys. - Wydanie I. - Wołowiec : Wydawnictwo Czarne, 2024. - 113, [6] stron ; 21 cm.
Sierpień w Warszawie jest upalny. Na podwórkach stoi skwar i przechodzą burze. Melancholijny narrator krąży po zakamarkach, przedmieściach i bramach. Zawieszony w czasie, rozkleja siatkę ulic, snując własne wspomnienia i wspomnienia miasta. Pod jego spojrzeniem, podniesionym z książek, ożywają wnętrza kościołów, zajezdnie tramwajowe i martwe witryny sklepów. Odzywają się ludzie – ci wielcy, o których pisze się monografie, i ci zwyczajni, zrośnięci z miastem tak ściśle, że sami stali się jego historią, ale żeby o nich przeczytać, trzeba znać język chodników i ulic. Proza Pawła Sołtysa prowadzi nas w miejsca, które myśleliśmy, że znamy, i przypomina o rzeczach, o których nie wiedzieliśmy, żeśmy je zapomnieli. (Z okładki).
„Wiedziałem, że sierpień jest najlepszym miesiącem do życia w Warszawie. Jednak nie wiedziałem, że jest też najlepszym do pisania; Paweł Sołtys mnie przekonał. To świetna proza. Opowiedzieć w jednym zdaniu? Paweł Sołtys ładuje całe miasto w swój włóczykijski plecak i wędruje z nim przez różne czasy i przestrzenie. Na koniec rzuci to jedno słowo: dalej. Tak, pisz dalej, będę czekał”. ( Marek Bieńczyk - z okładki).
Miałem wracać, ale cofnąłem się parę kroków. Chciałem usiąść i spłukać z siebie upał. Przy stoliku obok znany pisarz i trochę mniej znany dziennikarz rozmawiali o podróżach do Serbii. Z drugiej strony trzy ukraińskie dziewczyny opowiadały sobie kijowskie plotki w swoim języku. Więc pozwalałem, by piwo mnie chłodziło, i prawym uchem byłem w Belgradzie, gdzieś na betonowych blokowiskach, a lewym na Padole w Kijowie, obgadując chłopaków, biegnąc do schronu, licząc, kto zginął i kto wyjechał. Dzieliłem się na dwie części coraz bardziej, jak bohater kreskówki, pod którym pęka kra. Mózg przetwarzał na zmianę, a trochę równocześnie: po polsku opowiadane historie o serbskim nacjonalizmie i gościnności, po ukraińsku szybko szemrzące zdania, z których rozumiałem połowę. Nagle, jak zrzucony z innego świata, pojawia się zbyt obszernie gestykulujący mężczyzna. Jest nieduży, ale jego ręce jak wiatraki mielą przestrzeń wokół, jego głowa chodzi w przód i w tył w obrzędowym tańcu. Ludzie przy stolikach łapią za talerze i szklanki. Jest jak wir powietrza zrodzony na jakiejś odległej pustyni, zachłanny, niepowstrzymany, podnoszący kurz; dotarł, by nieść niepokój, aż tutaj. Naraz mu zazdroszczę, że wszyscy mu ustępują, unikają go, schodzą z drogi, bo nikt nie chce kłopotów, nikt nie chce namolnej rozmowy, bitki, kłótni. Wszyscy patrzą na swoje kufle albo buty. Nie prowokować, zamknąć oczy, on sobie pójdzie, on zniknie. W biografii siostry Kotowiczówny jest opis zarazy w Warszawie z początku XVIII wieku, bez podania źródła: „Roku 1708 około św. Jana na kształt jakiego pożaru tak nagle morowe powietrze opanowało Warszawę, że prawie czasu nie było do ucieczki. W całym mieście jeden tylko dom był wolny od tejże zarazy”. To ja jestem tym domem. Może dlatego, że wypiłem dwa piwa, może dlatego, że jestem głupcem uwięzionym w dziś; przyglądam mu się. (Fragment).
Status dostępności:
Wypożyczalnia Główna
Wszystkie egzemplarze są obecnie wypożyczone: sygn. 82-3 (1 egz.)
Strefa uwag:
Uwaga dotycząca nagrody
Nagroda Literacka NIKE - nominacja.
Recenzje:
Pozycja została dodana do koszyka. Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej